Witam w Nowym Roku, wprawdzie mamy już 13 dzień, ale wiadomo – sylwester był “długi”, więc trzeba było nieco się wyspać. Dziś chciałbym zaprezentować Wam przepis, który jest nieco zmodyfikowany, ale zawsze kojarzy mi się z dzieciństwem.
- 0.5 kg mielonego z łopatki
- 1.5 cebuli szalotki
- 4 marchewki
- 4 korzenie pietruszki
- 0.5l wody
- 2 łyżeczki vegety
- zioła prowansalskie
- majeranek
- mielone płatki chili
- 1 jajko
- przecier pomidorowy
- sól, pieprz
- bułka tarta
- mąka
- ziele angielskie
- liść laurowy
- 1 kostka wołowa
miska, garnek, rózga
Obieramy nasze warzywa (marchew i pietruszka), kroimy na plastry o grubości około 0.5 cm i przekładamy do garnka. Dosypujemy 2 łyżki vegety, liść laurowy i 3 ziarna ziela angielskiego – zalewamy wszystko pół litrem wody. Dodajemy kostkę wołową i wstawiamy na wolny ogień.
Mielone przekładamy do miski, dodajemy soli i świeżo zmielonego pieprzu, pół garści majeranku, 1/4 łyżeczki płatków chilli i około 1-1.5 garści ziół prowansalskich przetartych w ręce. Cebulkę obieramy i kroimy w drobną kostkę, całość przekładamy do mięsa – mieszamy wszystko, tak aby wszystkie składniki równo się rozprowadziły.
Przyprawy z mielonym najlepiej mieszać ręką, wtedy mamy pewność, iż całość będzie dobrze połączona.
Tutaj przychodzi moment smakowania – jeżeli więc nie lubicie smaku surowego mięsa, musicie poprosić kogoś o doprawienie mięsa za Was – ew. doprawić je solą i pieprzem na oko.
Jeżeli mielone jest odpowiednio słone, dodajemy jajko, mieszamy i sprawdzamy konsystencję. Ja przy takich proporcjach dodaję około 4 łyżek świeżo przetartej suchej bułki.
W miarę “przegryzania się” mięsa z przyprawami, bułka będzie też pęczniała od pobieranej wilgoci, więc konsystencja może się zmienić – nie doprowadźmy do tego aby klopsy stały się “kamienne”.
Całość musi mieć konsystencję pozwalającą na swobodne kulanie klopsów 🙂
Mięso przykrywamy folią i odstawiamy do lodówki.
Kiedy warzywa są już prawie miękkie, wykładamy je na talerz – możemy je zjeść, lub dodać później do głównego dania.
Z mielonego kulamy klopsy – wielkość zależy od upodobań – ale średnie smakują wyśmienicie. Każdą kulkę obtaczamy w mące.
Wywar doprowadzamy do wrzenia i wrzucamy nasze klopsiki – gotujemy około 10-15 minut na średnim ogniu.
Pamiętajcie aby sprawdzić konsystencję wrzucając najpierw jednego klopsa bez “mącznej panierki” – jeżeli się nie rozpadnie to konsystencja jest idealna
Jeżeli nie jesteśmy pewni czy mięso jest już gotowe, wyławiamy jednego klopsa i przekrawamy na pół – jeżeli nie jest różowy w środku to jest zdatny do jedzenia.
Klopsy wykładamy na talerz.
Kubek wypełniamy w połowie wywarem, dodajemy około 3 łyżek koncentratu i mieszamy – tak aby całość miała jednolitą strukturę. Zawartość naczynia przelewamy do garnka i szybko mieszamy przy użyciu rózgi.
W tym samym kubeczku robimy “zaklepkę” z mąki i wody – doprowadzamy naszą “zupę” do wrzenia i powoli przelewamy zawartość kubka, jednocześnie dynamicznie mieszając, aby w sosie nie powstały żadne grudki, czy też kluski.
Konsystencja sosu to sprawa indywidualna, ale ja w tym przypadku zawsze robię bardzo gęsty – taki robi moja mama i to dobrze mi się kojarzy.
Smakujemy sos – musi mieć wyraźny smak pomidorowy, doprawiamy ew. solą lub pieprzem.
Do jeszcze ciepłego sosu przekładamy nasze klopsy – tak by się podgrzały i przegryzły się z nowym smakiem.
Sposób podania jest zupełnie indywidualny, klopsy smakują dobrze z samym sosem, z bułką czy np. z makaronem albo ryżem.
Ja znam je z ziemniakami i tak też podaję.
Zostaje mi tylko życzyć Wam smacznego!
Dzieki za mila goscine. Zwłaszcza dziekuje Misia i zaluje tej zupy z zolwia
Pozdrawiamy Banditos